Tradycyjnie słowem wstępu, Stowarzyszenie Animatsuri to jedna z największych w Polsce grup organizująca konwenty dla fanów japońskiej (pop)kultury w Warszawie. Ich flagową imprezą jest konwent Animatsuri, który co roku odbywa się w lipcu. Tegoroczna edycja miała miejsce w dniach 21-23 lipca, po raz drugi w kompleksie Centrum Konferencyjno-Szkoleniowego przy ul. Bobrowieckiej 9.
W tym roku całość imprezy, włącznie z pomieszczeniami sypialnianymi (tzw. sleep roomami) odbyła się tylko na terenie CKS. Było to dobre posunięcie, gdyż zeszłoroczne rozłożenie na dwa obiekty oddalone od siebie o ponad 10 kilometrów powodowało jednak pewne problemy, a i zapewne dla organizatorów wynajęcie jednego budynku od jednego właściciela było tańsze. Akredytacja była sprawna, zwłaszcza, jak się miało dokumenty przygotowane do wręczenia zawczasu, jednak pewien niesmak pozostawił chaos informacyjny jaki panował wśród osób odpowiedzialnych za akredytację. Doświadczyłem tego otrzymując zwykłą wejściówkę dla uczestnika zamiast wejściówki medialnej. Jak się zorientowałem i wróciłem, by dopytać, usłyszałem, że tak ma być i akredytacja medialna nie ma innych wejściówek. Co było dziwne, gdyż redakcyjny kolega, który wszedł godzinę przede mną otrzymał wejściówkę VIP… Na szczęście, nie spowodowało to jakichś problemów dla mnie. Po akredytacji uczestnicy mający odpowiednią wejściówkę, mogli zostawić swoje rzeczy we wspomnianych wyżej sleep roomach. Jeden z nich mieścił się w sali gimnastycznej, co posiadało dodatkowy profit w postaci łatwego dostępu do prysznicy. Drugi znajdował się na czwartym piętrze budynku, co powodowało jednak pewien problem logistyczny. Plusem tej sali był fakt, że tuż obok było pomieszczenie gastronomiczne ze stoiskami Herady, Tayaki House, Wasabi Sushi oraz bufetu zorganizowanego przez samych członków Animatsuri. Obydwa przeznaczone do noclegu pomieszczenia były duże, przestronne i bez problemu wszyscy się zmieścili, ale było to prawie na styk, do swoich rzeczy musiałem przeskakiwać nad śpiącymi ludźmi. Wracając na chwilę do bufetu, dziwnym zabiegiem było umieszczenie tam jeszcze Ultrastara, przez co posiłki odbywały się co prawda przy muzyce, ale z dodatkowymi wokalami.
Przechodząc do samego sedna imprezy, czyli atrakcji, trzeba na początku wspomnieć o dziwnym rozmieszczeniu sal, w jakich takowe się odbywały. Na pierwszym piętrze na jednym z korytarzy znajdowało się 5-6 sal, co powodowało, że łatwo i szybko można było przejść z jednej do drugiej. Problemem jednak były pojedyncze sale rozmieszczone na drugim i trzecim piętrze. Zrozumiałym jest, że nie wszystko się zmieści na jednym piętrze, ale czasem trudno było ogarnąć z pamięci, która to dokładnie sala była na którym piętrze, a i jeszcze idąc z parteru, trzeba było pokonać masę schodów. Fakt takiego rozmieszczenia dziwi dodatkowo, gdyż wydawało się, że część sal, która mogła być użyta, stała zamknięta. Same atracje jak zwykle trzymały swój stały, dobry poziom. Wszelkie atrakcje na jakich dane mi było się zjawić, czy to organizowane przez starych konwentowych wyjadaczy czy to przez początkujących twórców atrakcji były ciekawe i angażujące. Sam plan pękał w szwach i powodował typowy ból braku umiejętności bilokacji. Jedynie zabrakło ciekawych gości, gdyż poza Panem Tomaszem Knapikiem, nie było praktycznie nikogo. Nawet stoiska z tak zwanym merczem (od angielskiego ‘merchandise’) umieszczone na dużych korytarzach dwóch pięter, nie oferowały nic szczególnego ani pod względem ciekawych fantów ani osobistości, które mogły je sprzedawać (vide Dem lub inni popularni twórcy komiksów). I chociaż wydawać by się mogło, że stoisk było wiele, niestety oferowane tam przedmioty były bardzo powtarzalne. Sporym zainteresowaniem cieszył się LARP konwentowy, którego akcja odbywała się w amfiteatrze umiejscowionym na podwórzu. LARP ten wywołał tyle emocji, że i po samym konwencie ludzie dalej o nim wspominali, aż żałowałem, że tym razem nie wziąłem udziału. Notka na przyszłość. Niedaleko amfiteatru znajdowało się także stoisko z grillem. W okolicy też można było ujrzeć ambulans, co dawało świadomość bezpieczeństwa.
Ponadto, na piętrze trzecim znajdowała się konsolówka połączona z salą gier planszowych i tradycyjnych gier japońskich. Umieszczenie wszystkiego naraz miało swoje plusy i minusy. Do tych drugich na pewno trzeba było zaliczyć większy harmider, głównie spowodowany Rock Bandem, przez co trudniej było się skupić na bardziej wymagających grach planszowych, ale z drugiej strony, miało to swój urok miejsca dla graczy i wszystko zawsze było pod ręką.
Na piątym piętrze zaś, przed wejściem do sali głównej, umieszczone były gry rytmiczne DDR, Sound Voltex i Jubeat. Niestety, uczestnicy chyba nie bardzo wiedzieli o ich istnieniu, gdyż mało kto w nie grał, a i sam korytarz na jakim się znajdowały świecił pustkami.
Koniec końców, Animatsuri było bardzo udaną imprezą i nad wyraz spokojną. Organizacyjnie, poza dziwnym rozmieszczeniem sal i takich atrakcji jak Ultrastar, wydawała się być bardzo przemyślana. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda się wynająć lepiej umieszczone pomieszczenia, a i zorganizować dodatkowe sale sypialniane, by uczestnicy nie musieli robić salt i piruetów nad rzeczami innych osób, aczkolwiek były to aspekty nie psujące nikomu zabawy. Z powyższą nadzieją na pewno wybiorę się znów w przyszłym roku, jak i każdemu gorąco polecam imprezy Stowarzyszenia Animatsuri.
Pilarious z uwagami autorstwa Rakkana
Zostaw odpowiedź